Dziś
kilka słów o książce, na którą od bardzo dawna się czaiłam.
Szukałam jej w księgarniach, ale niestety bezskutecznie. Potem
szukałam w internecie, ale chyba miałam koszmarnego pecha, bo
nawet, gdy ją znajdowałam, kosztowała więcej, niż można by się
spodziewać po tak cienkiej książeczce. W końcu upatrzyłam ją
sobie na allegro, choć nie w moim „wymarzonym” wydaniu...
Tom
zawiera drobne, niedokończone utwory popularnej autorki angielskiej.
Lady Susan to fragment powieści epistolarnej, prekursorki Opactwa
Northanger, natomiast Watsonów - książkę uważaną czasem za
szkic do Emmy, autorka rozpoczęła w 1804 roku, by nigdy jej nie
ukończyć. Prace nad powieścią Sanditon, zakrojoną równie
szeroko jak Emma, przerwała śmierć autorki. Jednak nawet w tych
niepełnych dziełkach znajdujemy wszystkie cechy czarującego
pisarstwa Jane Austen: powściągliwy dowcip, poczucie harmonii oraz
wiarygodne postaci przedstawione na tle pozbawionej skrajności,
pogodnej egzystencji angielskiego ziemiaństwa.
(źródło
opisu: Prószyński i S-ka, 1997)
Swoją
książkową przygodę zaczynałam od klasyki. Choć w sumie to nie
musi być prawdą, być może czytałam już coś wcześniej, ale to
właśnie książki Jane Austen i Charlotte Brontë zapamiętałam
jako „te pierwsze”. Moja miłość do Dumy i uprzedzenia
sprawiła, że sięgałam po kolejne książki jej autorki i w końcu
do kolekcji zabrakło mi 2 książek, w tym właśnie opisanego dziś
tomu dzieł zebranych. Jakiś czas wcześniej uzupełniłam swoje
zbiory o Perswazje i pozostał już tylko ON. Nic więc w tym
chyba dziwnego, że aż się paliłam, aby naprawić to uchybienie.
Książka
składa się z zebranych w jednym tomie 3 niedokończonych opowieści.
Czemu trudno się dziwić, ponieważ wydawanie ich osobno byłoby
mało opłacalne – żadna z historii nie przekracza swą objętością
osiemdziesięciu stron. Książeczka jest zatem naprawdę licha,
liczy sobie jedynie 210 stron.
Pierwsza
część nosi tytuł Lady Susan i składa się z listów.
Można z nich wyczytać historię przebiegłej, dwulicowej, ale nie
pozbawionej wdzięku wdowy Vernon, która najwidoczniej poluje na
bogatego męża, przy okazji nie stroniąc od cudzych. W powieści
pojawia się wątek jej zbytniej zażyłości z niejakim panem
Manwaringiem, która panią Manwaring wpędza w bezsilną rozpacz.
Pozwolę sobie uznać jej zachowanie za bezczelne, ponieważ nie
tylko nie widzi w tym swojej winy, ale też zanim się wszystko wyda,
korzysta do woli z gościnności małżeństwa i doprowadza je do
ruiny. Gdy to się już dzieje, lady Susan po prostu pakuje manatki i
opuszcza miasto. Postanawia odwiedzić swego brata i jego żonę,co
nie bardzo uszczęśliwia tę ostatnią. Postanawia również nie
zabierać ze sobą swojej córki, co nie dziwi wcale czytelnika,
ponieważ dość jasno widać, że nie żywi do niej za grosz
matczynej miłości.
Gdy
lady Vernon znajduje się już w nowym towarzystwie, po raz kolejny
staje się obiektem zainteresowania mężczyzny. I tym razem również
nieborak wpada w jej sprytnie zastawione sidła…
Muszę
przyznać, że spośród trzech opowieści zawartych w tym wydaniu,
ta najbardziej przypadła mi do gustu. Zazwyczaj nie przepadam za
taką formą opowieści, ale w tym wypadku bardzo mnie wciągnęła.
Fabuła bardzo ciekawie się zapowiadała i bardzo żałuję, że
nigdy nie dowiem się, jak autorka chciała ją rozwinąć…
Oczywiście nie brak tu typowego dla Austen subtelnego humoru, jakby
autorka puszczała do czytelnika oczko i komentowała z lekkim
przekąsem.
Kolejna
część nosi tytuł Watsonowie i opowiada historię panny
Emmy Watson – dziewczęcia odesłanego w dzieciństwie do bogatego
wujostwa, przy nich wychowanego i przyzwyczajonego do nieco lepszego
standardu życia, niż ten reprezentowany przez własną rodzinę.
Poznajemy Emmę w momencie, w którym powraca na łono rodziny po
tym, jak jej owdowiała ciotka ponownie wychodzi za mąż. Nowy
małżonek postanawia o odesłaniu dziewczyny i tym sposobem, niemal
obca młoda dama, powraca do domu, w którym czeka na nią starsza
siostra i schorowany ojciec. Szybko staje się główną atrakcją
okolicy, zaskarbia sobie przyjaźń pewnego chłopca oraz jego matki,
wyrabia sobie również zdanie na temat pewnego powszechnie lubianego
kawalera.
Niektórzy
ponoć uważają Watsonów za szkic do mojej ukochanej Emmy,
ale właściwie poza zbieżnością imion bohaterek, nie widzę tu
zbyt wielu podobieństw. Mogę jednak zaryzykować stwierdzenie, że
ta Emma również daje się lubić, nawet bardzo.
Trzecim
i ostatnim utworem jest Sandition a rozpoczyna się od
wypadku. W skutek przewrócenia powozu pan Parker doznaje urazu
kostki. Na szczęście świadkiem zdarzenia był pan Heywood,
szczęśliwy posiadacz gromadki dzieci. Sprawnie zorganizował pomoc
i zajął się poszkodowanym oraz jego żoną. W skutek skręcenia
kostki pan Parker był zmuszony pozostać pod opieką Heywood’ów
przez dłuższy czas, dzięki czemu zawarto bliższą znajomość. A
ponieważ chory był również bardzo honorowy i szczerze polubił
swoich opiekunów, nalegał, by całą rodziną odwiedzili ich włości
w Sandition. Tym sposobem akcja – wraz z najstarszą mieszkającą
jeszcze z rodzicami córką Heywoodów, Charlotte – przenosi się
do tytułowej miejscowości, którą niektórzy mają ochotę
przekształcić w kurort.
Tu
również mamy do czynienia z bohaterką obdarzoną dużą dawką
zdrowego rozsądku i dystansu, wyrazistymi postaciami i dość
charakterystycznymi dla powieści Austen sytuacjami. Charlotte
poznaje nowych ludzi i wyrabia sobie na ich temat zdanie, nie raz je
zmienia a nie raz tylko się w ni upewnia. Generalnie akcja nie jest
bardzo rozwinięta, ta opowieść jest ledwie napoczęta. Niestety.
Przyznam
się, że miałam moment, w którym lektura przestała mnie wciągać,
a zaczęła wypluwać. Przez kilka dni nie mogłam ruszyć z miejsca
i co rusz otwierałam książkę, by za chwilę znowu ją zamknąć.
W pierwszej chwili nie do końca byłam w stanie docenić urok tych
trzech historii. O ile Lady Susan całkowicie mnie pochłonęła,
tego samego nie mogę już powiedzieć o dwóch pozostałych,
zwłaszcza końcowym Sandition, które czytałam trochę na
siłę. Jednak po czasie, gdy odświeżyłam sobie te historie, nie
czuję zawodu i nie umiem odmówić im uroku. Czuje się, że to
dzieła Austen i być może dlatego, że autorka ich nie ukończyła,
odstają trochę od Emmy czy Dumy i uprzedzenia.
Niemniej jednak, cieszę się, że zbiór utworów dołączył do
mojej kolekcji.
A
teraz zmieniam nieco stylistykę. Od XIX-wiecznej ziemiańskiej
Anglii, przenoszę się w lata 60, XX wieku do Ameryki. Służące
Kathryn Stockett.
A ja już nawet nie pamiętam kiedy przeczytałam coś innego, niż to do pracy licencjackiej :D Już niedługo....:D
OdpowiedzUsuń